Nie wiem jak Wam, ale tytuł (polski) tego filmu jest naprawdę dobry. Nazwa "Ona jedzie z przodu" przywołuje wspomnienia dzieciństwa, gdzie dziecko zostało potraktowane jako dorosłe. Miłe uczucie.
Nie powiem, bo do samego filmu przekonał mnie tytuł i krótki opis. "She rides shotgun" opowiada historie małej dziewczynki, którą ojciec musi porwać dla jej własnego bezpieczeństwa. Na początku mu nie ufa, bo ten jest kryminalistą, ale wraz z rozwojem akcji łączy ich coraz więcej.
Tak średnio jestem zadowolony z seansu, ale teraz staram się wszystkie filmy oglądać od A do Z. Zwłaszcza te o których piszę.
Jeśli chodzi o fabułę, to jest to trochę film drogi. Ktoś na Filmweb napisał, że ta produkcja w zasadzie fabuły nie posiada. Do końca się z tym nie zgodzę, chociaż historia nie jest zbyt skomplikowana. W środku filmu jest ważny zwrot akcji, którego nie zdradzę, ale który mnie nie przekonał do siebie, a był dość kluczowy.
A co w tym filmie chodzi? Spotkanie dwóch światów. Niewinnego dziecka oraz brutalnego przestępcy, których mimo wszystko łączy miłość. Dla tego paradoksu warto ten film zobaczyć.
Ale czy coś więcej? Nie za bardzo. "Ona jedzie z przodu" dało mi dość przewidywalną akcje. Nie bawiłem się źle oglądając to, ale nie wniosło to dużo do mojego życia. Takie nieco ponad przeciętną.
Ocena: 60%


Film sam w sobie jest dość przewidywalny, trochę jak typowa „droga” z kluczowym zwrotem akcji, który nie do końca mnie przekonał. Mimo to warto go obejrzeć dla kontrastu dwóch światów – niewinności dziecka i brutalności dorosłego – i dla samej relacji, która się między nimi tworzy. Nie jest to kino, które zmienia perspektywę, ale spokojnie można spędzić przy nim czas, zwłaszcza jeśli zwracamy uwagę na emocje bohaterów, a nie tylko na fabułę.
OdpowiedzUsuń