Pomyślałem, że będę więcej off-topic rzeczy pisał w recenzjach. Tak żebyście wiedzieli, co aktualnie mi w głowie siedzi.
I tak. Sięgnąłem po książkę Kinga. Pierwszą od wielu lat. Akurat ten tytuł wydawał mi się najlepszy do przeczytania i nie zawiodłem się.
Główny wątek opowiada o bardzo uzdolnionym chłopcu, (dzieciach) którzy lądują w tzw. Instytucie, aby robić nad nimi badania. W zasadzie tyle trzeba zdradzić, żeby nie było spoilerów. Ważne jest to, że wątek "fantasy" opowiada o nadprzyrodzonych zdolnościach takich jak telepatia i telekineza.
Tak szczerze to wierzę w częściową telepatie. Działa ona wówczas, gdy spędzamy czas z osobami bliskimi i potrafimy czytać w ich myślach. Czasem obcy człowiek może też zgadnąć, co nam chodzi po głowie. Ile w tym prawdy? Nie mam pojęcia.
Kurde ta książka jest fenomenalna. Pomysł jest kapitalny. Dawkowanie emocji mistrzowskie. Te dzieciaki są naprawdę fajne i łatwo złapać do nich sympatie, a ich wrogów nienawidzić.
To będzie jedna z moich ulubionych lektur Kinga. Myślę, że zaraz po "Lśnieniu". I tam przecież też jest uzdolniony młody człowiek. Gdzieś mi się obiło o uszy, iż te dwa tytuły właśnie coś łączy. Ale nie mam pojęcia, jaki zamiar miał Stephen K.
W tej książce fascynujące jest to, że my tak naprawdę nie wiemy, czym ten instytut jest. Czy faktycznie jest taki zły jak go malują, czy może pełni ważną funkcje?
Kolejny interesujący aspekt tej historii polega na rozwoju głównego bohatera. Ma na imię Luke i miał się dostać na dwa uniwersytety jednocześnie. Miał kochających rodziców. Ale go porwali, żeby odbył swoje zadania w instytucie. Sam będzie musiał szybko dorosnąć i poznać swoich prawdziwych przyjaciół.
Hmm... Wiecie co? Ja ogólnie w trakcie czytania nie robię notatek. Raz że mnie to denerwuję. A druga sprawa jest taka, że jakoś wierzę w to, że to co zapamiętam będzie kluczowe.
Insytut to dziwne miejsce. Przeprowadzają tam różne badania. Wygląda to trochę jak przedszkole o zaostrzonym rygorze. Co ciekawe dla dzieciaków czekają automaty ze słodyczami, alkoholem i papierosami.
Będę tę książkę stale polecał. Dla mnie samo wykonanie i pomysł to po prostu mistrzostwo. Dawno nie czytałem czegoś tak dobrego.
Teraz biorę się za jakieś poradniki o konfigurowaniu umysłu i Bogu. Za niecały miesiąc nowa recenzja książki. Dziękuję wam za uwagę. A jeśli chcecie wrócić do Kinga - to Instytut przeczytać trzeba.
Ocena: 90%
Lubicie Stephena czy jest przereklamowany?
Jaka są wasze ulubione książki tego autora?
A może macie ulubiony film na podstawie Kinga?

Nie czytałem tej książki, ale według GoodReads, otrzymała 4.20 na 5 (bardzo wysoka ocena). Może się skuszę... chociaż 550 stron to sporo. Parę miesięcy temu po raz drugi podszedłem do czytania "It" Kinga, która otrzymała jeszcze wyższą ocenę, 4.24 na 5—i niestety, po kilkunastu stronach przerwałem czytanie tej ponad tysiąc stronicowej książki.
OdpowiedzUsuńWe wpisie na jednym z Twoich blogów pisałem o Kingu, ale krótko raz jeszcze odpowiem na pytania.
• King jest absolutnie świetnym pisarzem i mistrzem słowa. Może aż za dobrym, bo mam uczucie, że chcąc się popisać swoim kunsztem pisarskim, tworzy za długie dzieła.
• Moją ulubioną książką Kinga jest „The Green Mile”. Również z przyjemnością czytałem „The Shining” oraz „Pet Cemetery”. „Dreamcatcher” był niezły, ale za długi.
• Z filmów nr 1 to „The Green Mile” oraz „The Shining” (z Jack Nicholson).
Długość książek można wziąć za zaletę jak i wadę. Książka 600 stron kosztuje tyle co książka 300 stron. I daje więcej zabawy. Różnie to bywa z treścią. Niektóre rzeczy się nam podobają, inne nie.
UsuńJeśli chodzi o "It" to naoglądałem się filmów i niedługo obejrzę serial. Przy takim podejściu do książki mi się już nie będzie chciało sięgać. Tak mam. Nie lubię drugi raz konsumować to samo.
Dzięki za odpowiedzi na pytania.
Mój ulubiony to chyba Skazani na Shawshank. Mówiąc o filmach. Za to Zielona Mila i Lśnienie też jest piękne.
"Skazani na Shawshank"-kompletnie o tym filmie zapomniałem, też w/g mnie uplasowałby się na pierwszych miejscach.
OdpowiedzUsuńMi nie chodzi o koszt książki "za stronę", ale biorę pod uwagę czas, jaki muszę spędzić na jej czytanie. I ważne jest, czy te ekstra setki stron były rzeczywiście potrzebne-czy faktycznie wzbogacają treść książki, czy też bardziej stanowią "wypełniacz".
Akurat w Intytucie druga połowa książki mogłaby być krótsza, bo jest o wiele mniej emocji i już wszystko wiemy więc się nudzi troche
Usuń